5-letni Piotruś ma nawrót białaczki. Przed nim leczenie ostatniej szansy

Chłopiec mieszka obecnie z rodzicami w Wyrach, ale ich rodzinnym miastem są Tychy. We wrześniu rodzina otrzymała pilny telefon ze szpitala - Piotruś miał jak najszybciej stawić się na oddział, bo lekarze wykryli, że jego szpik kostny zajęty jest w 80% przez komórki nowotworowe. U dziecka doszło do drugiej wznowy białaczki.

- Łzy same płyną nam po policzkach, ponieważ po raz kolejny musimy stanąć do walki o życie naszego synka. Lekarze zaproponowali leczenie ostatniej szansy - terapię Car-T Cell, której cena to ponad milion złotych. Termin jej rozpoczęcia to druga połowa października. Mamy dramatycznie mało czasu, dlatego z całego serca prosimy, pomóżcie nam ratować Piotrusia - mówią rodzice chłopca.



Wszystko zaczęło się w sierpniu 2017 roku. Podczas bilansu 2-latka zrobiono Piotrusiowi podstawowe badania krwi. Były złe. Lekarz z niepokojem zlecił ich powtórzenie. Po kilku dniach rodzice otrzymali telefon z informacją, że natychmiast mają stawić się w szpitalu. Piotruś pojechał do szpitala i tak został tam na rok.

IV piętro szpitala to oddział onkologii dziecięcej. Dla Piotrusia stał się drugim domem. Chłopczyk miał leukocyty na poziomie 0,01. Kilkanaście razy trzeba było mu przetaczać płytki krwi. Każda kolejna chemia wyniszczała go coraz bardziej. Któregoś dnia lekarze poinformowali, że doszło do zakażenia sepsą, a stan chłopca jest krytyczny.

Noc, która miała zadecydować o wszystkim, była najgorszą i najdłuższą nocą w życiu rodziny Kostyrów. W końcu jednak stan ich synka poprawił się, chemia zaczęła działać. Pojawiło się światełko w tunelu - rak powoli się wycofywał. Szpik był czysty. Kiedy rodzice razem z Piotrusiem wracali do domu, wierzyli, że onkologia stała się przeszłością. Tak było przez rok. Nowotwór dał mu chwilę oddechu, po czym wrócił silniejszy.

Szpik Piotrusia znów został zajęty w 95%. Po raz drugi trafił na oddział. Tym razem wdrożono jeszcze silniejszą chemię. Miała pomóc, ale na początku października przyszedł wynik badania szpiku. Agresywna chemia nie działa tak, jak powinna. Szpik wciąż był zajęty w 75%.

- Gdybyśmy czekali, Piotrusia nie byłoby już z nami… Wtedy, dzięki pomocy wielu wspaniałych ludzi, udało nam się zebrać bardzo dużą sumę na nierefundowany lek, który zadziałał. Nasz synek przeszedł przeszczep szpiku, a my po raz drugi zaczęliśmy wierzyć, że tym razem rak da naszemu dziecku spokój. Oddalibyśmy wszystko, żeby tak było. Niestety… - mówią Mariola i Szymon Kostyrowie. - Dzisiaj, po ponad trzech latach od diagnozy, znowu jesteśmy w tym samym miejscu, słysząc najgorsze słowa z ust lekarzy… U Piotrusia doszło do drugiej wznowy białaczki .

Terapia Car-T Cell to rodzaj immunoterapii polegającej na pobraniu limfocytów T od pacjenta i zmodyfikowaniu ich w taki sposób, by potrafiły walczyć z nowotworem. Dla Piotrusia to leczenie ostatniej szansy. Obecnie rodzina czeka na szczegółową wycenę ze szpitala, ale wiadomo już, że cena przekroczy milion złotych.

- Chcielibyśmy jutro obudzić się i szybko uświadomić sobie, że to wszystko to sen - najgorszy koszmar… Niestety - znowu obudzimy się na oddziale onkologii, obok łóżeczka Piotrusia, wiedząc, że rak wrócił, a nasze dziecko ma ostatnią szansę na życie - mówią zaniepokojeni rodzice.

Zbiórka na portalu siepomaga.pl trwa tylko do 12 października.