Wiadomości

  • 26 kwietnia 2018
  • 30 kwietnia 2018
  • wyświetleń: 22144

Pomóżmy tyszance w walce z przerzutami raka piersi

Ola Gniełczyk zmaga się z nawrotem choroby nowotworowej. Tyszanka chce podjąć się alternatywnej terapii. Potrzeba aż 100 tysięcy złotych, by uratować jej życie.

Ola Gniełczyk
fot. archiwum prywatne


35-letnia Aleksandra Giełczyk dokładnie rok temu usłyszała straszną diagnozę - rak piersi z przerzutem do węzłów chłonnych.

- Raka wykryłam sama, pomimo licznych biopsji i stałej kontroli pod okiem lekarzy. Dopadł mnie najtrudniejszy w leczeniu rak, tzw. potrójnie ujemny (TNBC). Moja mama zmarła na raka piersi, kiedy byłam w liceum. Bardzo chciałabym oszczędzić takiego doświadczenia mojej siedmioletniej Madzi - mówi chora.

Oli udało się w zeszłym roku uzbierać ponad 50 tysięcy złotych na nowoczesne leczenie. Jednak walka z nowotworem trwa i nabrała nowego wymiaru. Wydawało się, że leczenie zmierza w dobrą stronę, a chemioterapia poparta dodatkowym, nowoczesnym lekiem była tak skuteczna, że w wykonanym badaniu histopatologicznym lekarze nie doszukali się komórek nowotworowych.

- Była to najwspanialsza wiadomość od dłuższego czasu i uznałam, że jest to rekompensata za dotychczasowe cierpienie. Poszłam za ciosem. W celu zminimalizowania ryzyka wznowy nowotworu poddałam się profilaktycznej mastektomii piersi lewej - 3 tygodnie po mastektomii prawej. Za kolejne dwa tygodnie poddałam się profilaktycznemu usunięciu jajników i jajowodów - każda operacja w innej klinice. Kolejne konsultacje u rożnych, niezależnych lekarzy i pochwały z ich strony za determinację oraz gratulacje, bo zminimalizowałam na własną rękę ryzyko wznowy o 90% ! Zrobiłam coś, czego nasz system opieki zdrowotnej nie praktykuje i w zasadzie nie refunduje. To również dzięki wszystkim tym, którzy mi do tej pory pomogli - wspomina Ola Gniełczyk.

Do „chemii” dodano także radioterapię przez zajęte chorobowo węzły chłonne. Dla chorej był to prawdziwy horror: 25 naświetlań, przymus codziennych dojazdów do kliniki z fatalnym samopoczuciem. Do tego pojawiły się oparzenia skóry, a świetne rezultaty dotychczasowej rehabilitacji się cofnęły. Jednak chora przetrwała leczenie, rodzina i przyjaciele byli przekonani, że to koniec walki. Niestety, byli w błędzie.

- Głowa nie przestawała boleć. Tydzień po zakończonej radioterapii usłyszałam powalającą diagnozę - przerzuty do opon mózgowych - przekazuje chora.

Obecnie, możliwości leczenia się inne i niestety, dość ograniczone ze względu na barierę krew - mózg. Najprawdopodobniej tą drogą do mózgu dostały się komórki nowotworowe. Chora nie może się poddać i zdecydowała się na terapię alternatywną. Na jej sfinansowanie potrzeba ok. 100 tysięcy złotych. Rodziny nie stać na taki wydatek.

- W tym momencie jestem zdecydowana na podjęcie terapii metodami alternatywnymi - skutecznymi, ale jeszcze nie dopuszczonymi jako standard. Można natomiast spotkać setki budujących opinii od osób, które się im poddały i są już kilka lat bez oznak choroby. Co więcej - lekarze sami sugerują, żeby po owe metody sięgnąć. Niestety, takie leczenie jest kosztowne - przekonuje chora.

Jak można wesprzeć Aleksandrę Gniełczyk i jej rodzinę w walce z trudnym przeciwnikiem? Wystarczy wpłacić darowiznę na konto zbiórkowe w serwisie pomagam.pl.

Nie czekajmy! Liczy się każdy dzień!

joa / tychy.info

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu tychy.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.